niedziela, 7 lutego 2010

wycieczka

Korzystając z nadmiarów,
czasu, pogody, dobrego towarzystwa,
odbyła się wycieczka.
2 dni poza Dahabem, z daleka od much i ludzi....a właściwie w połowie tak, a w drugiej jednak z tymi i tamtymi.

Pierwszy dzień w górach, nocleg przy ognisku, drugi dzień piesza wędrówka na odległe plaże Ras Abu Galum, powrót na bazę w Canyonie i nocleg u Ahmada.
Góry dobrze chronią przed wiatrem, którego ostatnio sporo w Dahabie, więc spokój i cisza,poza tym dobrze oddalić się na jakiś czasu od baru Yalla i wiecznie lejącego się rumu. Thomas okazał się dobrym kompanem, wciąż jeszcze ze sobą rozmawiamy hahahhaa.

Ras Gabu Galum to osada beduińska, znana z dziewiczych, piaszczystych plaż i koralowych ogrodów dostępnych tylko dla nurków, który zataszczą swój sprzęt na wielbłądach albo wykosztują się na wyprawę łodzią. Wygląda bardzo nieautentycznie. Jak fikcyjne miasteczko zbudowane na potrzeby kręcenia nowego westernu. Niski budżet. Praktycznie żywej duszy tam nie ma. W tym low sezonie przynajmniej. Warto było przewędrować spory kawałek na piechotę, byłam w tym miejscu 5 lat temu, wtedy tylko 3-5 wiat stało, dzisiaj jest nawet super market....i to nie jeden.

Trochę kilometrów w nogach, trochę niewygód, ale wypad bardzo udany. Kolejny plan aby udać się na południe. Rejony wydm piaszczystych i odległych raf Gabr-el Bint.
Zatem, ostatnie dni w Dahabie, poza pracą, której mało, spędzam bardzo wakacyjnie. Tak jak i inni, bo generalnie tempo życia w styczniu i lutym bardzo się odmieniło. Więcej spokoju ulicznego ogólnie rzecz ujmując.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz