poniedziałek, 28 września 2009

czekolada


robię się na brązowo...
żeby zmieszać się z tłumem i ich jeszcze lepiej rozpracować.
bardzo spokojnie się zrobiło, 2 ciche dni na odpoczynek. mniej ludzi, jakaś ogólna zmiana turnusu chyba. Dzisiaj rozpoczęłam dzień bardzo porannym nurkowaniem, wstaliśmy o 6.....piękny poranek. 54 minuty pod wodą, aż gęsia skórka się pojawiłam pod neoprenem. Żałuję, że częściej nie mamy klientów co lubią wczesne nurki.
Dostałam drugi napiwek. Tym razem 20 funów (starczy na obiad), otrzymałam też kilka wyróżnień ustnych. Ludzie doceniają to co robię, widzą że jestem dobrym człowiekiem i organizatorem chaosu. Lubię to co robię, klienci zadowoleni. Otrzymałam propozycje pracy na Karaibach od sympatycznego małżeństwa z Holandii. Zabawili u nas kilka dobrych dni, instruktorzy nurkowania, podróżnicy, prowadzą biznesy nurkowe na wyspach. kto wie, może i skorzystam z propozycji.
Póki co okładam się maseczkami z glinki aby nadać odpowiedni a tonację :)

niedziela, 27 września 2009

dobry czas

no i zaczęło się życie podwodne na nowo. radość. uszy się sprawują. nowa energia w żyłach. w międzyczasie zastanawiam się nad akceptacją pozycji managera centrum. może warto na kilka miesięcy, większe pieniądzory, a obowiązki takie same jak teraz, czyli prawie wszystko na mojej małej, kreskówkowej, głowie. Dzisiaj obchodziliśmy podwodne urodziny, w najbliższym czasie zamieszczę foto.
Odwiedzam polskich nurków ostatnio, hmmm.... dziwna mieszanka.
Zapewniam wszystkich, że wszystko ze mną ok. Nie piszę, bo w dzień ciężko zobaczyć coś na wyświetlaczu laptopa, a wieczorami chce się zrelaksować i wyjść poza dom, więc nie ma czasu na internet.

sobota, 26 września 2009

uszy good

nie pisałam, bo internet zapadł w śpiączkę. Płacisz, wymagasz, ale to koniec co możesz zrobić. moja kontuzja chyba zakończona, jeszcze nie chcę mówić, że wszystko się ma ok, ale przedwczoraj na nocnym nurkowaniu nie miałam żadnych problemów. Ufff..... ostatnio nasłuchałam się wiele o chorych uszach, barotraumach i przewlekłych, niewyleczalnych usterkach nurkowych organów słuchowych. Zawsze wydawało mi się, że profesjonalni nurkowie mają perfekt uszy ale wczoraj wywiedziałam się od polskich nurków z Planet Divers, że wielu z nich zmaga się z problemami opuchniętej trąbki, niedrożnej błony i zapchanych zatok. Naczytałam się, że przy lekceważeniu małych problemów można sobie uszkodzić wzrok i doprowadzić do stanu zatoru zatoki policzkowej, który usuwa się tylko operacyjnie. Wolałabym się w to nie pakować.
Wraz z nurkami z Polski do Dahabu przyjechały do mnie kabanoski....ależ to rarytas. tutaj jadło mizerne raczej, w restauracjach ceny europejskie, a przy niskim budżecie nie bardzo jest miejsce na codziennie jadanie na mieście. Rozwiesiłam sobie kiełbaski w pokoju, suszą się, patrzą na mnie codziennie. Wspaniały podarek. Bardzo dziękuje Magdusi, co spełniła to moje małe życzenie i Edycie co przemyciła to przez granicę. Nie muszę się z nikim dzielić, bo tutaj nie je się wieprza. Hurra.

środa, 23 września 2009

dni mijają, koty rosą, wiatr wieje. dużo by pisać, już nie codziennie, bo dostęp do netu płatny i nie zawsze jest na to czas, ale zawsze miałabym coś do powiedzenia, napisania. Wieczorem jednak przyjemniejszy jest relaks przy sziszy nad brzegiem morza niż ciepły komputer na kolanach.
Wczoraj spędziłam urokliwy wieczór z grupą nurkową z Kairu. Zabrali mnie na nocny wyjazd na pustynię, pieczony na ogniu koziorożec, spokój i widok zapierający dech w piersiach. W dolinie otoczonej z trzech stron górami polana- taras z widokiem na cały dahab i arabię saudyjską, marzenie każdego Egipcjanina. piękne miejsce. tak zabawiają się bogacze - organizują wypady rodzinne na pustynię z wykwintnym jedzeniem, bez alkoholu oczywiście. poznałam wyższą klasę niewątpliwie hehe...spędzają urlop w dahabie, w najdroższym hotelu panda resort, jeżdżą klimatyzowanymi furami i gdyby nie ich charakterystyczny długi ostatni pazur można by ich wziąć za Europejczyków. Bardzo sympatyczni, wykształceni, z nienagannym angielskim. Zapraszają gorąco do Kairu, bo Egipt to nie tylko Dahab. Dla porównania, że nie wszystko złoto co się świeci poznałam bogatych młodziaków studentów z prywatnych szkół amerykańskich. Kosmos. Lansują się na Jamesa Deana, fizyczne ideały z hollywódzkim białym uśmiechem, oj, ale w rozmowie są tak nieautentyczni, że zaparło mi w pierwszej chwili dech w piersiach. Posługują się jakimś filmowym angielskim z Beverry Hills, przysięgam. Nadęci i zapatrzeni w siebie komplemenciarze do mdłości. Ufff....dobrze, że pojechali z naszego hotelu, bo byliśmy sąsiadami i co wieczór zaczepiali mnie rozmowami o tym jak trudno jest znaleźć w życiu bratnią duszę.
jutro ostatni dzień postu od nurkowania, prawdziwy ramadan miałam. czuję się już super, lekarz mówił, że to drobiazg, zwykła dysfunkcja trąbki eustachiusza. Zakraplam tu i tam codziennie i chyba (oby) wszystko ma się dobrze.

niedziela, 20 września 2009

chorobowe


kilka dni zwłoki. dużo pracy, stanowczo za dużo. Odkąd andrea opuścił naszą bazę napłynęła fala turystów z różnych stron świata. Okupacja chińska, Rosjanie, Japończycy, Amerykanie. Robota pali się w rękach, brakuje sprzętu, usterki, zamieszanie i 35 stopni w cieniu. Oj, nawet mnie głowa rozbolała od tego biegania od wieszaka do wieszaka. Egipskie podejście do biznesu jest absolutnie niezrozumiałe, nawet nie próbuję się wdrożyć. Jeszcze nie oswoiłam się z ich krzykliwą intonacją, permanentnym papierosem w ustach i długimi pazurami u rąk, którym nie chcę się bliżej przyglądać. FUj, straszna maniera.
Wciąż zmagam się z zatokami, wczoraj skończyłam lekarstwa, ale nie czuję większej poprawy. Tzn., nie czuję już w lewej zatoce bólu, ale dziurka w nosie zatkana. Pechowo troszkę. Póki co 5 dni do tyłu z nurkowaniem, praca od rana do wieczora. Godzę się na to, bo nie mogę zejść pod wodę. Kilka dni jeszcze trzeba odczekać.
Wczoraj skończył się RAMADAN. Teraz 4 dni party, kilka sklepów z tej okazji pozamykali. Nikt już nie pości, można uprawiać seks z żoną i palić papierosy przed zachodem słońca. Na twarzach Arabów zagościł znowu uśmiech.
Mój kataloński friend dzisiaj wrócił do domu. Sympatyczny tydzień spędziliśmy, ale męcząca minimalność językowa towarzyszyła naszej znajomości. Troszkę nawet mi się smutno zrobiło przy pożegnaniu, ale to chyba normalne, że człowiek się przywiązuje do dobrego szybciej niż do niewygody i tortur.
Zaczynam odczuwać ogromną potrzebę porozmawiania w ojczystym języku o rzeczach o których tutaj się nie rozmawia. Egipscy kumple wychowali się w innej bajce, dużo mają do nadrobienia.
Kończę pisać po wielkim zamęcie. 16 CHińczyków chciało zanurkować na próbę tzw. intro. czekaliśmy na nich 3 godziny, 5 instruktorów, 3 spoza bazy, przygotowany sprzęt, popłoch i zamieszanie, po czym o 16.45 Chińczycy odwołali zabawę. czyżby zaczęła się wojna.

czwartek, 17 września 2009

zatoka


przepraszam, ale wifi tutejsze to nie wifi w domu. Prędkość i stałość łącza pozostawia wiele do życzenia. ale jestem, niemalże codziennie podłączona.
walczę wciąż z zatkaną zatoką po lewej stronie czaszki. Zatkała się, biorę jakieś proszki, krople i wciągam nosem morską wodę (takie zalecenia). Kilka dni zatem do tyłu z nurkowaniem.
Mój brazylijski kolega postanowił niestety na dobre opuścić centrum, póki co ogarniam sprawy sama. Zmieniłam też pokój na mniej luksusowy, ale za to z widokiem godnym pozazdroszczenia. Trzeba jednak kilka razy dziennie się wspinać na drugie piętro. Na tzw. tarasie powstało Japońskie getto, może mi się oczy rozejdą na boki od tego sąsiedztwa bliskiego. :)
Wieczory ostatnie spędzam z Josepem, z molassą o smaku wiśniowym naprzemiennie z jabłkowym oraz chińskim jedzeniem. Bardzo dobra restauracja obok z chińczykami, pierwsza klasa, autentyk i przyjazna cena. Dobry czas.

środa, 16 września 2009

uzupełnienie


dzisiaj dwa posty, bo ten wczorajszy z opóźnieniem opublikowałam. nie mogłam się doprosić o hasło wifi......ale obyło się bez nerwów, po prostu tutaj czas płynie inaczej a słowa później, zaraz mają inne znaczenie. Od 4 dni proszę o wymianę żarówki i baterie do kalkulatora - zawsze będą zaraz. :)
na szczęście mój umysł wypełnia spokój i cierpliwość i póki co nie wzburza mi się krew.
Mój współpracownik w afekcie porzucił pracę, szlag. Może jeszcze da się przekonać, jak nie to będę musiała troszkę mocniej chwilowo popracować.....uffff w tym upale to nawet najmniejsza i najprzyjemniejsza praca staje się męcząca.
na foto amigo Josep from Catalonia. Wzorowy uczeń naszej instruktorki Tracy, sympatyczny znajomy, wesoło sobie komentujemy tutejsze podejście do życia i swoisty brak manier. swoim pierwotnym angielskim w przezabawny sposób opowiada o przygodach, które go spotykają - dobry obserwator z dziennikarskim zacięciem. Prowadzi sklep z nasionami w okolicach Barcelony, pracuje jako operator światła w teatrze i u ojca projektanta mebli , bardzo ucieszył go mój gwizdek na delfiny, sprzedają takie w szopie u siebie za 30 euro.
z przykrością donoszę, że upały nastały naprzemiennie z wiatrem. dobry czas dla windsurferów, zaczynają pączkować. już zatem nie tylko na dnie jest tłoczno, ale i na powierzchni również.
Ja chwilowo off od nurkowania, przeczyszczam zatoki. @ tableteczki i kropelki dziennie i powinno się polepszyć.
Ściskam i jutra!

kontuzja ustała, ale dzisiaj odpuszczam nurkowanie. relax do południa, a później praca. poczytałam wczoraj o dolegliwości, zobaczymy jak się sprawy potoczą (są 2 drogi) - póki co do doktora się nie wybieram.
siedzę sobie zatem przy śniadanku pod palmami z laptopem i wifi. 3 kociaki dookoła, piesio i tłum nurków w bazie - wyjątkowo dużo się rano dzieje dzisiaj. kursy, kursy, kursy - baza pęka w szwach. szefo zadowolony.jedzie dzisiaj do Kairu, na miesiąc, córka wychodzi za mąż. Samir nie ciepi stolicy, jedzie jak na skazanie, ale obowiązki rodzinne to w tym kraju absolutny priorytet. zabiera zatem 3 walizy forsy i jedzie. zapraszał mnie serdecznie, ale chyba wolę bryze dahabu niż smog kairu.
wczoraj dokończyłam filmotekę herzoga...rescue down, troszkę mnie zaskoczył banlnością historii vietkongu....z całym szacunkiem dla poległych tam. w skali 1-10 daję tylko 5. z rozpędu poszedł drugi film, diabeł ubiera się u Prady - lekki i bardzo hollywoodzki.
a teraz krótki komentarz do zdjęć. mały koci żebrak, zawsze na posterunku jak ktoś je. Koty tutaj wariują na punkcie wody słodkiej i jedzenia. w każdym jadalnym miejscu jest spryskiwacz na koty. W ekstremalnych sytuacjach należy użyć jak gaśnicy do pożaru. jeszcze nie używałam, ale może dlatego, że mało jadam na mieście. koty przychodzą do mnie wylegiwać się na kolanach albo żeby posmyrać je za uszkiem. ten kociak wygląda bardzo swojsko, umaszczenie europejskie, maniery arabskie. na początku dzikusek, ale teraz już sam do mnie przychodzi.
korzystając z okazji chciałam podziękować wszystkim za poczytywanie mojego pseudo pamiętnika. Miłe komentarze i słowa otuchy. Pozdrawiam wszystkich równie serdecznie i gorąco zapraszam do odwiedzenia. optymalne warunki :)

poniedziałek, 14 września 2009

sqeeze

r
dzisiaj pojawiły się pierwsze problemy techniczne w życiu nurka. pomimo tego, że dołożyłam wszelakich starań i przed wyjazdem odwiedziłam pana stomatologa, to poczułam tzw. teeth sqeeze. Dla mniej wtajemniczonych wytłumaczę, że chodzi o nie wyrównane ciśnienie w zatoce szczękowej. Czekam do jutra, jak ból zęba (minimalny ale jednak) nie minie muszę udać się do tutejszego dentysty. Ajmer zapewnia, że utrzymane są wszelkie standardy higieny. chyba należy mu wierzyć. Może zatem jednak wypełnienie nie trzyma jak trzeba, albo jest jakaś szczelina w okolicy. dziwne to uczucie było, na 3 metrach już poczułam kłucie w całej zatoce szczękowej, ścisnęło, łza z oka poszła...uuuuu, przetrzymałam, na 8 metrach już ból prawie nie odczuwalny. za to po wyjsciu z wody do teraz, a minęło 5 godzin, czuję ucisk na całą szczękę. dyskomfort, nie fajnie, smutne.
poza tym dzień jak co dzień - słońce, morze, ramadan.
jutro mam na popo, mogę się wylegiwać do 14.30. ale prawda jest taka, że w tutejszych okolicznościach budzę się dosyć wcześnie i nie myślę o spaniu w dzień. rano zielona herbata, lekkie śniadanie i woda, ta słodka i ta słona.
umacniam relacje polsko-japońsko-hiszpańskie. wataru san, instruktor japoński - bardzo sympatyczny typ. ciekawe rzeczy mają w głowach Japończycy, sympatyczna przygoda poznawać w arabskim kraju ich naturę i zwyczaje. Katalończyk - wzorowy student, studiował podręcznik całą noc, rano egzamin na piątkę.
mieliśmy dzisiaj na kursie przykład paniki podwodnej. Katie, Angielka, na widok wzburzonego odrobinę morza dostała dygawki. Spanikowany uczeń nie przyznaje się do błędu, mówi, że maska jest zła, że płetwa mu spada, że but się rozpina i że kołysze i mdli...ciekawe doświadczenie. jako przyszły dive master czy też instruktor dobrze widzieć takie przykłady i sposoby na ich rozwiązywanie. Tutaj diving to fun i zabawa, fabryka pieniędzy. mówi się everything gonna be all right.
poprosiłam chłopaków aby posprzątali mi pokój, zamiast tradycyjnego łabędzia zastałam mumię ubraną w moją piżamę, spódnicę, czapkę i okulary.....że im się chce.

niedziela, 13 września 2009

FRIENDS



oj oj...jeden dzień zwłoki na blogu i mi się oberwało czy żyję. Jak ne piszę to też żyję.
Wczoraj - ciężki dzień. Wieczorem, po 12 godzinach pracy, udałam się na kolacje do Chińczyka. Tam zapoznałam śmiesznego Hiszpana z Pirenejów. Oj, wesoły wieczór. Zabawny podróżnik o imieniu Josef. Jego angielski bawi i cieszy, urzekający hiszpański akcent. Zaprosiłam go na nurkowania, zaczyna jutro. Dzisiaj przeżywał chorobę egipską troszkę.
Zabawna historia, dredy przyciągają dredy - w jednym czasie przyszło do mnie dzisiaj dwóch znajomych egzotycznych, Takheschi z Tokio i Josef z Hiszpanii, oboje udekorowani biżuterią i z bujną dredową czupryna na głowie. He, he, podoba mi się tak.
Tutejszy hasz wyborny i delikatny.

piątek, 11 września 2009

JAPAN


dzisiaj po japońsku, trzy nurki z Japanami. Pod wodą jeszcze bardziej egzotyczni. Instruktor Wataru załamywał ręce, pocieszne stworzonka patrzyły na lądzie i słuchały, a pod wodą zamieszanie. Słabi studenci, musieliśmy im mocno pomagać utrzymać się tak gdzie trzeba. Po pierwszym nurkowaniu dostali mocne "baty", odwołaliśmy Blue Hole, zamiast tego rafa łatwiejsza, powtórki i ćwiczenia pływalności. Umówiłam się na wieczór z Frederickiem, dawnym znajomym co osiadł w Dahabie 4 lata temu.
Dzisiaj był mój day off, jutro Andre ma wolne, zaczynam sama o 8. He he......zaczyna się ostro 14 nowych nurków z rana do wysłania na rafę. Ubrać, zarejestrować i wydać skrzynki na sprzęt. Będzie troszkę zamieszania.
Nauczyłam się po japońsku pierwszych słów....uszi - pyszne. Szybko łapią polskie słówka, szybciej niż angielskie...:)

czwartek, 10 września 2009

Pączątki nie zawsze takie trudne


pół dnia laby, opalanko i pół dnia semi-pracy.... Andre pokazał mi wszystko, złoty chłopak. Wyznał, że ma słabość do dredów...hehe.
Po pracy tzn. po 19 już tylko relaks.
Wzmocnili siłę rażenia wifi lokalnego - działa jak trzeba.

Tydzień diety cud mija dzisiaj. Obserwuję znaczną poprawę, skóra się leczy samoistnie niemalże. Aldehyd octowy wyparowywuje ze mnie. Czuję ulgę potworną. Tutejsza marchewka jest gigantyczna, przypomina bardziej buraka. Surowa jest podstawą mojej diety. Zajadam się zatem burakami na surowo (na zdjęciu), pomidorami, ogórkami i tą dziwną marchewką.
Do tego orzechy i suszone owoce. Woda z cytryna i tyle. Nic więcej, czasem mięsko albo ryba. Zadnych węglowodanów, glutenu i cukrów. I tak zamierzam trzymać 3 miesiące.

środa, 9 września 2009

LAST DAY


Dzisiaj koniec laby....od jutra praca. Andrea z Brazylii, mój współpracownik oprowadził mnie dzisiaj po centrum, pokazał gdzie co leży i jakie papiery trzeba wypełniać na jaką okoliczność. Sporo tego, ale chyba dam radę.
Przygotował piękny grafik dla nas....2 zmiany 8-14.30 i 14.30-21. Jutro popo pierwszy shift. Bardzo mnie to cieszy.

Sporo kosmitów z Japonii u nas, ich znajomość angielskiego jest znikoma na maxa, poruszają się jak małe robociki, śmiesznie się noszą, nie kumają świata, machają tylko głowami na znak zrozumienia i nie zrozumienia. Ciężko ich rozkminić. Dużo miejscowych mówi jednak w ich języku i mają swoich instruktorów tutaj. Właściwie arabski ma dużo wspólnego z japońskim, w pierwszej chwili trudno rozróżnić. Może zacznę się uczyć jednego z nich dla poszerzenia horyzontów.
Dla przypomnienia sobie skąd jestem obejrzałam Pornografię Kolskiego i kończę Stasiuka. Obie pozycje zagadkowe.
Dostałam dzisiaj, na pożegnanie, książkę najnowszą Paula Austera. Mój pierwszy znajomy odjechał, Yves z Belgii, fajnie nam się rozmawiało, od niego też książka.
Byłam też wczoraj na zewnętrznej kolacji, zjadłam pierwszą arabska rybę. Drogo to dosyć tutaj sobie liczą, pozmieniały się ceny zdecydowanie. Nurkowanie teraz po 30 dolców, dodatkowo za transport i opłaty za wjazd na rafę w niektórych miejscach. Dobry więc to deal, bo inaczej nie stać by mnie było na tak intensywne nurkowania. Zobaczymy co potem w życiu.....

wtorek, 8 września 2009

GOLDEN BLOCKS



Fajniucho było dzisiaj. Pojechaliśmy na South....na Golden Blocks, Moray Garden i takie tam.
Chyba można powiedzieć o tym miejscu, że ładne. Dużo dzieciaków miejscowych, nie wiadomo skąd, bo w pobliżu nie ma żadnych domów. Może też maja wakacje w Dahabie.

Publikuję ciekawostkę egipską, napisy ostrzegawcze na paczkach papierosów od niedawna maja też obrazki. Ładna seria z tego będzie, oto pierwsza odsłona.

poniedziałek, 7 września 2009

MOBILNIL


urra...jestem w egipskiej sieci. zakupiłam kartę startową Mobilnil. Mój numer 0172272057 - dzwońcie!
impulsy poniżej 5 gr....raj dla telefonicznych maniaków. Dzisiaj spotkałam dawnego znajomego Mohameda sprzed 4 lat....miła rozmowa, dowiedziałam się o jego 2 małżeństwach, różnicach kulturowych i kilku innych sprawach. Mamy układ, on świeżo po ślubie, żona w innym mieście, próbuje unikać kobiet i ma mocne postanowienie wierności, a ja chcę znajomości bez trzeciego wymiaru. hehe fajnie, ze tacy też są. będziemy oglądali razem filmy, grali na playstation i takie tam bezalkoholowe rozrywki.
Mohamed, mój stary nowy friend; małżeństwo z Europejką podsumował jako oparte na czystym sexie, który skończył się po 1,5 roku......potrzebował bardziej tradycyjnej żony, zgody z religią i rodziną. Ma teraz 9 lat młodszą studentkę social works. Pokazał mi filmiki i zdjęcia ślubne....prawdziwe Boolywood. :) Ciekawe spostrzeżenia wymieniliśmy, był szczery do bólu. Wygląda jak smakowite ciasteczko i dlatego ciężko mu zmienić tryb życia na "oszczędny", dziewczyny rzucają mu się na szyję i pragną, pragną.....ufff.....(nie w moim typie na szczęście - za piękny).

Dla kondycji i dyscypliny trenowałam dzisiaj pływanie stylem zmiennym. Sprawdziłam dzisiaj filtr 30 - opala w sam raz. Na plaży zjawiskowa grupa nurkowa - arabskie dziewczęta w chustach i piankach nurkowych, jedna miała też na nurkowym neoprenie sukienkę, aby ukryć zarysowane kształty......szaleństwo, to chyba od tej temperatury. Zrobiło mi się bezwstydnie jak spojrzałam na swoje wyeksponowane ciało w kostiumie z odkrytym brzuchem....

niedziela, 6 września 2009

MIŁOŚĆ


Udało się dzisiaj pod wodą. Scena jak z filmu przyrodniczego. Zaloty ośmiornic, dodam, że to bodaj najinteligentniejsze zwierzę morskie. Prowadziły się za rękę/łapkę/mackę, zmieniały kolory, obejmowały się i pryskały dymem z takich małych otworków......magiczna scenka, ogromne 2 osobniki w rozpiętości do 1 m każdy. Musiałam jednak to widowisko opuścić, bo moi współtowarzysze nie zauważyli tego, a ja jako ostatnia zapinająca grupę mogłam pogapić się na nie ale, aby nie wzbudzić paniki reszty nie robiłam tego długo, bo ślepa reszta płynęła z prądem dalej...szybciutko.

Egh, dla takich scenek warto zmagać się z tymi ciężarami na powierzchni.


Dzisiaj też pierwszą pracę wykonałam, zorganizowałam wyjazd na rafę. Mój instruktor Mohamed kazał......wielki jest jak ten czarny pan z Zielonej Mili. Mohamed Jordan - mój nauczyciel na najbliższe tygodnie. Kiedyś załączę jego zdjęcie.
Na fotce inny pan sympatyczny zbiera daktyle pomiędzy pokojami hotelowymi. Zdjęłam go małym tele leżąc w pokoiku....chyba nie miał nic przeciwko.

sobota, 5 września 2009

ALLAH AHBA


Jest połowa Ramadanu. Wiem, bo zamykają supermarket w południe.
Zanurkowałam dzisiaj 2 razy....miły to powrót. Rybki mnie nie poznały, ale może jutro te na Blue Holu będą pamiętały, a może to przez tą nową piankę i maskę wyglądam inaczej pod wodą.
Mam już kocie towarzystwo. Zaprosiłam sobie do pokoju matkę karmiącą na kabanoska wieprzowego od Krakusa. Smakował jej, chyba nie jest muzułmanką prawdziwą....bo jedzenie świnki tutaj to nie bardzo prowadzi do Allaha. A co do Allaha, to zaprasza mnie kilka razy dziennie na modlitwę, słyszę przez okno, bo meczet w sąsiedztwie. Ciekawe, że tutaj aby oddawać cześć Bogu potrzeba tylko położyć dywanik, niebieskie światełko i głośnik na dachu....żadnej plebanii i wikarego nie trzeba opłacać.....
Kociaka nazwałam Pandora...jakoś tak mi się skojarzyło...

piątek, 4 września 2009

rajska plaża


urlop rozpoczęty.... plaża, woda i słońce.
poznałam śmiesznego japończyka z Tokio, Takeshi czy jakoś tak...udaliśmy się dzisiaj zatem na wspólne snoorkowanie.
nauczylam sie też nowego arabskiego słowa "acetone" - to zmywacz do paznokci... tak zaczęłam zakupy.

czwartek, 3 września 2009

URLAUB

26 godzin i dotarłam....zastanawiałam się wielokrotnie czy faktycznie 60 kg bagażu to absolutne minimum? mały odcisk na palcu jest i poobijane kości miednicy od wleczenia waliz. lotnisko w dusseldorfie dosyć nudnawe jak na 6 godzin zwiedzania....udało mi się nie wydać wszystkich pieniędzy od razu...ludzie jakoś mało interesujący, żadnych modelek i aktorów....był tylko śmieszny Niemiec z wygolonym na prawie łysej głowie napisem URLAUB.
teraz już jednak wszystko jak z "innej" bajki, room sympatyczny bardzo, samir przywitał uffff...gorąco..... campari się chłodzi, cholera mamy je wypić po kryjomu w pokoju bo oficjalnie jest ramadan. to chyba czas na pierwsze "halas"......