niedziela, 31 stycznia 2010

wiejskie życie



w dahabie spokój, cisza, można powiedzieć nuda. beduini namnażają wielbłądy, rodzą się szczeniaki, kociaki. Każdy teraz kocha football, dzieciaki i dorośli, turyści i miejscowi, wszyscy kopią.
Dziś finały, Egipt contra Ghana.
Za 15 minut zaczyna się zabawa,
ja idę się kąpać.

Wieczorem party, Stacey wyjeżdża z Dahabu. Fajna dziewczyna, może się uda jeszcze spotkać. wysyłam ją do Madrytu do znajomych ze skuotu. Sama bym z chęcią wyjechała.
Za 3 dni wyjeżdża również mój przyjaciel wielki, Ahmad. Wraca do swojej kliniki do Jordanii. jest więc to czas pożegnań wielkich.

sobota, 30 stycznia 2010

Gabr-el Bint

zakończyłam pierwszy tydzień pracy dla Hydena. Jutro wypłata. Bardzo sobie chwalę i miejsce i ludzi. Przyjemna atmosfera, wzorcowa plaża, spokój, zero arabskiego bałaganu, który często w 7 heaven odbierał radość dnia. Nurkowania troszkę się różnią, nie trzeba nikogo trzymać za rękę....
jutro mam czas wolny, idę trenować styl syreny, już co prawda bez monofina, ale z pełnymi płetwami też dobrze się płynie.
W związku z nawiązaniem nowego zawodowego kontaktu zatrzymam się jeszcze na jakiś czas w Dahabie. Hyden przyjął mnie jako freelancera, więc nie zawsze będę miała co do roboty, ale to mi pasuje do czasu wyjazdu bardzo. Oby tylko nowi klienci przyjechali, jutro zmiana turnusu.
Dzisiaj, po raz pierwszy udało mi się zanurkować na najładniejszej rafie Dahabu czyli Gabr-el Bint......troszkę pochmurno było, więc kolory słabe, ale piękne, piękne miejsce. Foto z łódki w załączeniu.

Ostatnio dużo imprez i alkoholu. W dniu sławnego meczu Egipt-Algieria, kiedy to Egipt strzelił 3 gole w Dahabie zapanowała wieczorna euforia. Udzieliła mi się ta piłkarska feta. Oj głowa i sumienie długo cierpiało.
Ostatni tydzień spędziłam w towarzystwie młodego Belga o imieniu Thomas, podróżnik zabawny. Młody bardzo, ale na kilka dni wesoło z młodym pokoleniem poobcować. Thomas już drugi miesiąc w Dahabie, niebawem zaczyna swój Open Water, ja póki co rezygnuję z kursu instruktorskiego. Luty odpada. Przemyślałam sprawę, zrobię to już z nowym paszportem w kolejnej podróży.

wtorek, 26 stycznia 2010

dzień australii


pierwszy dzień w nowej pracy. Znajomy Mahmmud zapoznał mnie z szefem bazy Black Rock Dive Center http://www.blackrockdivecentre.com/, sympatyczny Anglik o imieniu Hyden przyjął mnie wczoraj na próbę. Dzisiaj zatem miałam 2 nurki. Przyjemna odmiana pracować z Angolami czystej rasy. Wydarzył się mały wypadek nurkowy, a właściwie zbyt szybkie wynurzenie jednego z nurków, które może nie jest najlepszym startem.......ale mam się pojawić w pracy jutro. Może więc ten incydent nie będzie dla mnie żółtą kartką ani wilczym biletem.
W związku z tym czekam na rozwój sytuacji, jeżeli praca się poukłada jak trzeba zostanę jeszcze troszkę. Póki co Hyden nie ma problemu z moimi papierami i brakiem wizy, ale jak będę chciała zostać na pełen etat to formalności trzeba będzie załatwić.
dzisiaj wielkie święto Austalijczyków, Nicka nie ma w domu, pewnie już w barze piwo dziesiąte pije. Sporo Aussies dookoła więc zaraz szybki prysznic i do baru Blue Beach uciekamy. Leon szczęśliwie też pierwszy dzień w nowej pracy, ten sam znajomy mu naraił robotę . Póki co dużo zapału i energii, dobrze, bo 6 lutego nowy czynsz trzeba zapłacić.

sobota, 23 stycznia 2010

party na łódce



z braku pracy organizujemy imprezy. Kolejna dzisiaj. Roma wynajął łódź na 40 osób, wyruszamy przed zachodem słońca. Panna Fontanna znów więc w akcji.
Obok plakacik z poprzedniego eventu. Całość przygotowała Stacey, w tajemnicy i ukryciu. Dobry tekst, dla tych co biegle posługują się angielskim.
Póki co imprezy w Yalla zawieszone, Stacey zwolniona, szef zwleka z wypłatą kasy za granie, nie spieszy mi się więc z powrotem w to miejsce. Poza tym manager jest ciężki w obsłudze, egipski nowoczesny golero. Uffff....
Tymczasem biegnę do wody, o słońce grzeje bardzo.
Allah Akbar.

środa, 20 stycznia 2010

leon zadomowiony


teraz może kilka słów o Leonie. To już prawie tydzień jak z nami, pod jednym dachem. Z uwagi na duży wkład w społeczność mieszkaniową, pozostawiliśmy z Nickiem Leona na stanie.
Gotuje nam wybornie, zachwycony możliwościami prostych posiłków. Odżywiamy się zatem zdrowo i regularnie.
Dzisiaj Leo zaczyna pracę w nocnym clubie RUSH. Na razie 2 razy w tygodniu, bo mały ruch turystyczny, ale są opcje, że i na pełen etat zostanie.
Z pracą teraz ogólnie trochę ciężej. I dla nurków i dla turystów.
Ja wciąż w zawieszeniu.

Dzisiaj o 7.30 pojechaliśmy poszukać mant i płaszczek na piaszczystym dnie poza Dahabem. Miejsce polecił mi Patrick, bo tam kłusował.
Namówiłam na wyprawę 5 osób. Pojechaliśmy. Godzina pływania w wielkim błękicie.....nic nie widać, biliśmy rekordy freedivingu. Póki co schodzę na 10 m tylko, bo strach mnie jeszcze ogarnia, że powietrza w płucach nie starczy na wynurzenie.
Po godzinie zabawy natknęliśmy się na 3 eagle ray. latające podwodne nietoperze, piękne zjawisko. Warto było ruszyć cielska. Poza tym, rafa choć w tym miejscu szczątkowa to zachowana w przepięknym stanie. Aż miło popatrzyć.
Potem, w ramach treningu i oddania czci morzu, zebrałam wielka torbę śmieci, które poburzy dryfują w naszej zatoce. Jutro planujemy pospolite ruszenie wyłowienia wszystkich reklamówek z morza. Enszallah!!!

wtorek, 19 stycznia 2010

meta zjawiska


dahab nawiedziła potęzna burza.
9 lat nie było błyskawic.....2 lata nie spadła kropla deszczu.
Padało całą noc, dahab pozostał na 2 dni bez prądu i sieci komórkowej. Drogi nieprzejezdne, zalane i rozmyte.Potęzne masy błota spłyneły z gór do morza, po kilku godzinach zmagania się wody z napływającą mazią, morze poddało się, powoli pomieszało się tworząc na kilka godzin, może dni, breję w której nikt nie chce się zanurzyć.
Dzięki deszczowi wszystko nabrało nowego koloru....
góry oczyściły się z pyłu, mienią się tysiącem odcieni teraz.

Miasto troszkę obmyte, na pewno zmusiło to zjawisko do sprzątania....my, bardzo szczęśliwie, jako nieliczni, zachwolaliśmy pełną suchość. Leon oglądał meta zjawisko z dachu, podniecony przybiegał co chwila abyśmy sie ruszyli oglądać tysiące błyskawic rozpruwających niebo.

powoli już wszystko wróciło do normy. telefony działają, niektórzy stracili domy, niektórzy ponoć i życie. Mówi się o plotce wypadku na drodze, w którym miałoby niby oddać życie 10 osób. Informacja nie sprawdzona.

Od 5 dni bez pracy, myślę o przeniesieniu się na boat safari do sharmu albo do jordani. Czekam na odpowiedź w sprawie pracy. Zważywszy, że muszę niebawem powrócić, szkoda marnować czas. Nie nurkowanie też jest przyjemne. Nudzenie się i nic nie robienie tez. Duza zmiana po szaleńczym trybie pracy przez ostatnie 4 miesiące.

niedziela, 17 stycznia 2010

pat


kolejna kartka w kalendarzu. troszkę brak weny pisarskiej. ogólnie czas powitań i pożegnań.
do edenu przyjechał leon. rozpoczął od imprezy na pustyni, dla mnie wyjątkowa krótka w pamięć była. Dużo rumu wypiliśmy w drodze, napoczeliśmy smakołyki z Polski, które zatachał na pustynie Leon.
kolejne granie w Yalla, 3 godziny i 150 LE w kieszeni.
dzisiaj ostatni dzień pata w domu. wielka szkoda, bardzo będę tęsknić. ostatnie dni wyjątkowo romantyczne. serce moje bardzo pojemne się wydaje, to chyba to słońce albo słona woda.
Patrick przenosi się na Filipiny, moje myśli na chwilę przeniosły się tam razem z nim. Apnea i spearfishing. Kto wie. Bardzo ciekawy i atrakcyjny ten Pat. Od nadmiaru wrażeń rozchorowałam się trochę. Dopadło mnie coroczne zapalenie tchawicy. Przebieg dosyć łagodny, ale jednak nurkowanie na kilka dni trzeba wyłączyć.
Z nurkowaniem wciąż się komplikuje sprawa. Samir i Atef wymuszają na mnie załatwienie wizy i pozwolenia na pracę. Nie pozwalają bez tego nurkować. Szukam alternatywy. Udało mi się wykonać kilka nurków dla Rosjan, ale Atefowi to również nie pasuje. Robi się więc niemiło, czas poszukać nowej "rodziny".
Póki co jednak uczę się hiszpańskiego. Dużo zapału i motywacji, nauka przyjemna również, szybko wiedza się instaluje w głowie. wciąż waham się z decyzją kursu instruktorskiego. 1500 euro nie chodzi piechotą. może jednak warto przycisnąć węża w kieszeni. Wrócić potem do Polski, wyrobić paszport, pozamykać kilka spraw i ruszyć w drogę z torbą nurkową. a może zacznę jako divemaster i dopiero później doszkolę....
na foto nasz piękny nasz house, Nick oraz znajoma Helen.

środa, 13 stycznia 2010

monofin

dotknęłam jednego z marzeń...Pożyczyłam monofina i zanurzyłam się niczym duża rybka....bardzo trudne, nie jestem niestety syreną urodzoną, ale przy odrobinie wytrwałości nauczę się w kilka tygodni wybornej techniki pływania ze związanymi nogami.
na filmiku załączonym mistrz, dla wszystkich co nie wiedzą co to monofin i freediving. Ten pan na jednym oddechu przepłynął 200 m......
http://www.youtube.com/watch?v=F4BgRlIF_9M

poniedziałek, 11 stycznia 2010

piękne lato


I nastało znowu....piękna pogoda się od kilku dni utrzymuje. Idealne warunki do plażowania, zero wiatru, woda przyjemna. Gramy sobie we freesby na piasku, popalamy haszysz i oglądamy wciąż nieznudzenie fascynujące życie podwodne.
Dzisiaj 3 piękne nurkowania, widziałam superową płaszczkę plamistą, popłynęłam za nią nieco głębiej...

Rozpoczęłam kurs hiszpańskiego, ticzerem jest Krzysiek, chłopak Kelly. Ma książkę dobrą i chyba dobrze nam poszło jak na pierwszy raz. Ambitny plan przerobienia całości w nadchodzących tygodniach. 2-3 lekcje tygodniowo. Zakupiłam już zeszycik i kolorowe pisaczki. Wiele motywacji we mnie teraz, po ostatnich romansach hiszpańskich, do nauki tego języka.

sobota, 9 stycznia 2010

DJ Panna Fontanna


oto nasz promocyjny board. Dobre była zabawa. Egipcjanie nie rozumieją naszej muzyki, ludzi myślących, dlatego mogliśmy się bezkarnie bawić w białym kręgu. Przepraszam za rasistowski podtekst, ale tutejsza ludność nie wiele różni się mentalnie od tej, która zbudowała piramidy. Dziko wciąż na maxa.
Za tydzień kolejna odsłona muzyczna.

Przeprowadziłam się do nowego domu. Właściwie to po raz pierwszy zamieszkałam na poważnie. Przez dwa tygodnie mieszkam jeszcze z Patem, francuskim instruktorem free divingu, potem na jego miejsce, do pokoju obok, wprowadza się Nick, wesoły Australijczyk, co robi u nas divemastera.
Odbyło się już małe welcome drink party, prawie wyjedliśmy do końca krakowską suchą i ogóraski kwaszone.....black currant też bliżej dna.

W nowym roku nasiliły się kontrole CDWS....co oznacza problemy wizowe.....mam nadzieję, że się poukłada.....Samir wyjechał, spokój ducha wrócił, mogłę dalej nurkować.

wtorek, 5 stycznia 2010

2010


początek roku bardzo zabawowy i udany. program artystyczny dla agi i pawła prawie zakończony....dużo alkoholu wypiliśmy....jeszcze mi został 1 litr absoluta na czarna godzinę. ostatnie dni spedziliśmy z hiszpanami, oskar na zdjeciu, punkowy divemaster z madrytu. przyjemna znajomość. może się jeszcze spotkamy, propozycja przyjazdu na skuot do Madrytu do chłopaków bardzo kusząca.

wczoraj wyprowadziłam się od pawła, dzisiaj wprowadziłam na półeczki....luksusowe miejsce.

dzisiaj wielki start, o 22 gram muzykę w Yalla BAR. Będziemy tańczyć....do utraty tchu. Dj panna fontanna....hihihih, jak mi się spodoba to będę grała imprezy częściej.

niedziela, 3 stycznia 2010

powtorka


musze kilka spraw uzupelnic, co to jeszcze starego roku dotycza....niespodziewane spotkanie poswiateczne, daniel z magda zajrzeli na kilkanascie minut do dahabu. szybkie plotki i baj baj.....bardzo mnie zaskoczyli. lubie niespodzianki.
potem juz zaplanowane odwiedziny, aga z pawlem. odebrani w srodku nocy, wyladowali niegrzecznie po czasie.......zapkupy w bezclowym bardzo udane, w drodze powrotnej pekla duza butelka Jacka Danielsa....potem tance na tarasie, tak na rozgrzewke prezdsylwestrowa, i dlugi sen.
impreza sylwestrowa rozpoczela sie w domu mohamada, przy wlaczonym telewizorze, gitarze i spiewach poczatkujacych muzykow.....o 11 ruszylismy do yalla baru, na plazowa impreze taneczna. wytanczylam sie szalenczo......moj stroj noworoczny zrobil niezaplanowana furrore....sukienka z sesji artemidy, ktora nigdy nie ujrzala swiatla dziennego na bilbordach, ujrzala blask ksiezyca w pelni w dahabie.....wszyscy do dzis wspominaja ta seksowna sukienke i party animal tanczace do utraty tchu. 2 butelki ogromne zoladkowej gorzkiej rozpuscilismy w naszych zoladkach.
a w nowy rok do wody na dwa nurki.....obudzic sie i powitac marine life....
w centrum zrobila sie nieco niezdrowa atmosfera.....ahmad przestal byc naszym kochanym managero. ja dostalam reprymende, steve porzucil prace....i takie tam, mniejsze i wieksze kwasy. wszystko na tle patologicznej zazdrosci miejscowych o popularnosc zagranicznych. szef dostaje piany jak ludzie prosza o nurkowanie ze mna, zamiast sie cieszyc robia sie z tego problemy. zobaczymy czy sytuacja sie poprawi.....jak nie moze trzeba zmienic srodowisko.
powoli juz pakuje sie do kolejnej przeprowadzki. dluga historia....pawel wpadl w jakies oblakane zauroczenie przed ktorym musze wiac. na imprezie sylwestrowej juz popisal sie szalencza zazdroscia o tance z hiszpanami....dzisiaj nie wrocilam na noc do domu i zapadl w depresje komunikacyjna.....oj, nie dla mnie takie wielbiace spojrzenie.....ufffff....\