czwartek, 29 kwietnia 2010

last day

I to już ostatni dzień długiego urlopu.
najadłam się już świniny i innych delicji, więc powrócę do domu z pewnym doświadczeniem kulinarnym. Wizyta w lokalnym suremarkecie przyprawiła mnie o mały zawrót głowy,
co za selekcja!!!! Małe szczęścia.
Do zobaczenia online przy kolejnej podróży.
Tymczasem zawieszam pisanie bloga na kilka tygodni.

środa, 28 kwietnia 2010

daun

koniec. jestem juz w niemczech.
podziwiam krajobraz nadrenski, zielono i soczyscie od wiosny.

lot z Izraela troszke w stresie. Odprawa security, wraz z kontrola osobista, trwala ponad godzine. Na odprawie do samolotu bylam przez to 1 minute przed koncem odprawiania. Nie wystarczy wiec zjawic sie na lotnisku na 2 godziny przed odlotem......panie z ochrony trzepia wszystko....
marcin z asia zjawili sie o 4 rano, spalam do 15....

nowe zycie....

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Tel Aviv

I jestem po drugiej stronie. Izrael bardzo mnie zaskoczył. Przyjazna obsługa na granicy, żadnych problemów z wizą i paszportem, moją historią podróżowania po Syrii, i faktem mocnego wyeksploatowania materiału, z którego wykonany jest mój dokument.
5 godzin drzemki po wyczerpującym wieczorku pożegnalnym i jestem w Tel Avivie.
Pomoczyłam nogi w Morzu Śródziemnym, piękna piaszczysta plaża, wspaniałe jedzenie i przepiękni ludzie. Miasto przepełnione dizajnem i to w bardzo dobrym smaku. Qrcze, czuję się jakbym wyszła z jaskini po długim niebycie.
Mój gospodarz Tal jest niezwykle uczynny i sympatyczny. Ojciec Adam urodził się w Wałbrzychu i mieszkał do 57 we Wrocławiu. Troszkę pamięta polski, ale słabo rozmawia.
Świat jest mały.

niedziela, 25 kwietnia 2010

ostatki

nie będę się rozpisywać. Głowa boli, tabletki nie pomagają.....
muszę się jednak zregenerować do wieczora, bo ostatni wieczorek pożegnalny został.
ten naprawdę ostatni.

sobota, 24 kwietnia 2010

sake, haszysz i do widzenia


Dzisiaj party w naszym domu. Mamy też od kilku dni 2 gości z Japonii. Ryo nawiózł wiele smakołyków i kartonik sake.
Pete od 2 dni organizuje narkotyki miękkie. Ja chłodzę wino.
Będzie więc wesoły wieczorek na naszym dachu, miłe miejsce, dobry widok.
Na foto zachód słońca przed domem, kiedyś tam.

Powoli zbieram na kupkę moje drobiazgi....zrobiła się kupa.
Wysprzedałam troszkę sprzętu. Shadi kupił moja konsolę, płetwy i maskę. Może pozbędę się jeszcze kilku kilogramów. 50 kg do tachania troszkę odbiera mi radość powrotu. A tu jeszcze jakieś pamiątki i suveniry...wyrzucam stare, dodaje nowe.....nie chce się to skończyć.

piątek, 23 kwietnia 2010

pożegnania

I zaczęło się. Uściski i goodbaje.
Wczoraj wieczorek u Kell a po północy klub 35. na do widzenia nie zagrali najlepiej. W połowie muzyka stała się bardzo kiczowata. Oszczędzałam siły, aby panować nad oczami. Udało się. Cztery drinki na cały wieczór to przy tutejszych warunkach czysta abstynencja.
W poniedziałek odjazd. Mam nadzieję, że wystrzelone wczoraj anonimowo katiusze nie spowodują stanu wojny w Aqabie i nie zamkną granicy z Izraelem. Że samoloty będą latać i bezpiecznie lądować. Że pan z busa, do którego ciężko się dodzwonić, odbierze mnie z Daun i zawiezie do domu. Że już niedługo będę ściskać się ze wszystkimi i wznosić żołądkowo gorzkie toasty.

Na koniec jeszcze z lokalnych ciekawostek. Wnętrza tutejszych samochodów są niezwykle wyszukane. Arabowie lubują się w futerkach, maskotkach i błyszczących odblaskowych dekorach.
Im słodziej tym bezpieczniej chyba.
Na ten przykład pulpit tira.....mięciutkie koteczki.

czwartek, 22 kwietnia 2010

alien zdrowy


Laser wykonany. Wszystko nie trwało dłużej niż 10 minut.
Minęły już 24 godziny, widzę czysto. Oczy białe.
Przez pierwszą dobę nosiłam okulary ochronne, spora sensacja na ulicy. Taka odmiana burki. Jedni zakładają chusty, inni okulary.
Teraz dużo kropli do oczu, spowolniony tryb życia i wszystko powinno zagoić się szybko i dobrze.
Wspaniałe uczucie tak przejrzeć na oczy.

siódmy cud świata PETRA



Odbyłam podróż do Petry, miasta w skałach, liczącego sobie 2000 lat.
Po całym dniu włóczęgi zanocowałam w beduińskiej części Petry, przepiękni chłopcy jak z baśni Tysiąca i jednej nocy, dobre rutsowe jedzenie. Rano, przed 7 wróciłam na szlak.
Miejsce niesamowite, a kilometry w nogach czuję do dzisiaj.
Zakwasy potworne.

Zobaczyłam kolejny cud świata, więc spokojnie pojechałam do Ammanu oddać się w ręce tamtejszego doktora.
Dr Gamal studiował w Rosji. Sprawdził mi oczy....troszkę się pogorszyło od ostatniej wizyty.
Zabieg umówiony na wczesna 7 rano. Będzie dobrze!

niedziela, 18 kwietnia 2010

ostatnie nurki


Dzisiaj po raz ostatni wskakuję do wody. Historyczna chwila.
Ostatnie nurkowanie na łodzi z sympatyczną amerykańską rodziną, cudownie wychowane dzieciaki. Pod wodą gorzej, troszkę paniki u starszego pokolenia....ale udało się. Niestety rekina na do widzenia nie widziałam. Ale dzień pożegnalny udany.

Jutro do Petry a stamtąd do stolicy do pana doktora.
Czy 27 samolot poleci do Kolonii? Nie wiadomo.......niusy podają możliwość kilku tygodniowego zatrzymania ruchu lotniczego w Europie. Jest jeszcze kilka dni do planowanego wylotu.....

Na foto panorama Aqaby z izraelskim Eilatem w tle. Widok z naszego dachu. Na niebie symboliczna chmura, ale zwyczajna, arabska, nie żadna pyłowa....

sobota, 17 kwietnia 2010

katastrofy wulkaniczne


Wulkan pozmieniał nam plany.
Alex nie przyjedzie , bo nie ma samolotów do 22 kwietnia.
Nie będzie więc hulanki na łódce.
Tym samym wszyscy się smucimy.
Dzisiaj z Saori szukałyśmy wejścia do wraku, aby przed moim odjazdem zobaczyć jeszcze jak jest w środku..... Nic specjalnego nie znalazłyśmy, nie wiem czy są jeszcze inne wejścia.
Spenetrowałyśmy każdą dziurę......bez okularów niezła mgła przed oczami. Chyba mogłabym wpłynąć do paszczy rekina orientując się w ostatniej chwili gdzie zmierzam....rekina nie było, ale dużo kolczatka.

piątek, 16 kwietnia 2010

morze martwe


Byłam w depresji. 400 m poniżej poziomu morza, 10 % więcej tlenu niż nad Morzem Śródziemnym,, 21 cennych minerałów zawartych w tej 32% słonej wodzie. Błogość i metafizyka. Oleista woda Morza Martwego jest balsamem.....udawałam materac na powierzchni prawie 4 godziny. Wysmarowałam się czarnym błotem i czekałam aż wszystkie zmarszczki znikną. Nie wyprostowały się, ale skóra w sekundę staje się aksamitna.
Zabrałam na wynos butelkę wody i powróciłam na stopa do Aqaby. Zabrał mnie taryfiarz z rosyjskimi turystami. W sumie ponad 600 km do przebycia w jeden dzień. Na szczęście tutejsze autostrady i puste i komfortowe. Jedzie się bardzo szybko.
Szkoda, że tak daleko. Następnym razem postaram się o urlop nad Morzem Martwym. Nurkowanie rekreacyjne nie wchodzi w grę, ale są inne możliwości. Można np ręcznie wydobywać muł....znaczy się zdrowotna glinkę.

W poniedziałek uciekam do Petry, kolejnego cudu świata.
W niedzielę zatem moje ostatnie nurkowanie w Aqabie. No i co za tym idzie wielkie party na łódce....nie tylko z mojej okazji. Pete kończy egzamin instruktorski (jak się uda), Allaa ma łódź i jego dziewczyna przyjeżdża na wakacje, więc okazji do biesiadowania sporo.

środa, 14 kwietnia 2010

nowy wymiar


Dzisiejszy poranek był trudny.........wyjątkowo dokuczliwa choroba głowy po mocno zakrapianej nocy. Nie mogłam się podnieść.
Po meczu drużyny Dive Aqaba, na którym już pękła druga butelka wódki, kontynuowaliśmy spożywanie u Kell. Rano wszyscy zaspaliśmy, Pete obudził się pierwszy i pobiegł do pracy, ja czekałam aż helikoptery odlecą znad mojej głowy....po 30 minutach jednak trzeba było się zbierać. Kell i Kriss równie poturbowani zmusili się do śniadania.
Ja nie mogłam niczego prócz wody. Dojechałam do pracy, nieco opóźniona, zażyłam NURofen, z nadzieją, że mi pomoże szybko. Po 3 minutach wyskoczył skąd przyszedł, wraz z fontanną wody, która pod ciśnieniem wybiła z moich ust. Shadi zapytał tylko czy dobrze się czuję i czy na pewno chcę nurkować. Chciałam bardzo. Wiedziałam, że pobyt w zimnej wodzie przyniesie mi ulgę.

Zamontowałam okulary do maski, wszystko zapowiadało się cacy. Wyglądało pokracznie, ale była nadzieją, że będę widzieć po normalnemu. Nic bardziej mylnego. Okulary w sekundę zaparowały, podniosły się do góry i wprowadziły totalną dezorientację przestrzeni i wymiaru. W połowie nurkowania poddałam się, przystanęłam na chwilę, ściągnęłam maskę, wyjęłam ciało obce. Okulary lepiej działają założone na maskę. Ale pod wodą nie są aż tak potrzebne. Drugie nurkowanie już bez okularów, znacznie lepiej.....

wtorek, 13 kwietnia 2010

okularnica

Cały dzionek na wpół ślepo tzn. ćwiczyłam oczy, może się naprawią i nie trzeba laserować.....
Bez nurkowania, znalazłam maskę, która pomieści moje oprawki, więc jutro będzie śmiesznie.....uzupełnię notkę fotosem.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

powracam

I nadeszła chwila długo wyczekiwanego powrotu. Zakupiłam bilet.
27 kwietnia lecę do Kolonii.
Tam, mój wielki brat Marcin Lee, odbierze mnie i ugości w swoim nowym domu w Daun. Zostanę z nimi jakieś 3 dni i zmierzam do Wro.
21 kwietnia jadę do Ammanu na zabieg laserowy. Wszystko więc staje się już mocno napięte i muszę zagęszczać ruchy. Troszkę w tym wszystkim niepokoju i chaosu, że coś pójdzie nie tak, że nie zdarzę zobaczyć Petry i Morza Martwego..... czeka mnie jeszcze kilka przyziemnych przyjemności/obowiązków jak party na łodzi i kilka pijackich wieczorków z ekipą Dive Aqaba, Krissem i Kelly. Nie dam już jednak rady ponurkować z delfinami w Eilat.
Yalla zatem!

niedziela, 11 kwietnia 2010

katastrofa "polityczne vacum"

Wieści o tym, co stało się w Smoleńsku dotarły do mnie z pewnym opóźnieniem.
Wróciłam na ląd po 3 nurkowaniach i przeczytałam smsa od Saori, że polski prezydent wraz z małżonką zginęli w katastrofie lotniczej. Dopiero po podłączeniu się do netu dowiedziałam się więcej i na jaką skalę to jest katastrofa. Paradoks straszny. Zginął też pan Skrzypek, Prezes NBP, z którym to nie tak dawno miałam do czynienia.....

Po pracy z ekipą Dive Aqaba wypiliśmy morze alkoholu, smutki odeszły. Głowa boli do teraz.

piątek, 9 kwietnia 2010

trutka

2 dni z trutką w brzuchu. Najadłam się łapczywie świniny z rosyjskich delikatesów. Produkt przeznaczony był do gillowania, więc spożyty w pośpiechu bez ognia zaszkodził mi. Mój immu system jednak działa dobrze, walczyliśmy przez chwilę, brzuch podolewał jakbym się kamieni najadła, ale jest już dobrze.
Mój telefon wytrzeźwiał. Hammdullah!!! Gin wyparował z niego, opaliłam go na słońcu, przewietrzyłam sprężonym powietrzem.....
gra i dzwoni.

Przechodzą mnie dreszcze powrotu.
Tęsknota za morzem jak go zabraknie.
Dominuje mnie jednak uczucie radości powrotu do domu na jakiś czas. Dosyć tego orientu. Troszkę stresu z walką na lotniskach z bagażem. Z nurkowymi gratami, laptopem i aparatem będzie tego ok 60 kg. Do Madrytu zamierzam zabrać tylko bagaż podręczny, koniec z walizami.

czwartek, 8 kwietnia 2010

powrót

Wróciliśmy na szklane ekrany i touchscreeny...nie ma jednak sensu opisywanie co wydarzyło się w minionych dniach. Czas pędzi do przodu i to jest ważne, lada chwila zaczynam pakowanie gratów. Wykańczam wszystkie kosmetyki, zużywam ubrania aby ograniczyć swój bagaż do objętości i wagi, którą mogę unieść. Bilet powrotny wciąż nie zablookowany, waham się między opcją lotu z Izraela, zobaczenia Jerusalem lub bezpośrednio z Aqaby do Brukselii. Może do Wiednia, może do Niemiec. Różne są drogi, ale wszystkie prowadzą do wrocławia.
Tak kochani, już niebawem panna fontanna pojawi się w majowej poświacie i pozostanie do 31 maja. bardzo mi się już chce powracać. odliczanie włączone. gdyby nie Pete wyjechałabym za 2 tygodnie, ale chcę poczekać na jego instruktorski egzamin a właściwie jego świętowanie. bardzo się cieszę, że moje dni w Aqabie nabrały blasku i życia.
Pete jest radosnym elementem tutejszego etapu. tym samym życie w Aqabie stało się droższe, wydatki towarzyskie.
Wczoraj mój telefon stracił kontakt ze światem, utopił się w kroplach ginu. Rozpaczliwie próbuje go osuszyć i wskrzesić w nim życie. To taki piękny model. Mam nadzieję, że się obudzi...

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

milczek

wciąż bez netu....
Wielkanoc po arabsku właściwie zakończona,
3 jajka na twardo dla uczczenia tradycji.
Odrobina alkoholu...

czwartek, 1 kwietnia 2010

brak kontaktu

Shadi nie opłacił abonamentu, nie mamy więc chwilowo netu. BUUUUU...
Dużo jednak nurkowania więc i czasu mniej na życie online. Nie mniej jednak jestem, żyję, mam się dobrze.
Mam teraz więcej towarzystwa dookoła, wieczory więc "na mieście", Kelly i Kriss to też dobra para na nawiązywanie kontaktów, wiec szybko zbudowała się sieć znajomych. Aqaba mała jest w sumie, wszyscy już wiedzą wszystko o wszystkich zanim się poznają.
Mam też nowego znajomego, sexy Pete. Bardzo młody, ale niezwykle urokliwy. Wzorowy model z niego by był, może uda mi się pstryknąć kilka zdjęć.