sobota, 28 listopada 2009

#262169

od tygodnia jetem numerem 262169! Tym samym, moje założenia dahabowe zostały wypełnione. Odbyła się intensywna impreza z okazji otrzymania numeru. Po snorkel teście zasnęłam nieprzytomnie w środku imprezy. Przed 12 byłam już grzecznie zdeponowana w swoim łóżku. Wszyscy zaproszeni bawili się przy ponczu dużo dłużej....
Na pierwsze zlecenie nie musiałam długo czekać, ledwie przebudzona po hucznym fetowaniu, otrzymałam parę vipów do nurkowania na kilka dni. He, he.....głęboka woda.
Pierwsze nurkowanie - Islands, bodaj najbardziej pokomplikowana rafa dahabu. Udało się jednak wrócić do wyjścia. Drugiego dnia racy moja grupa rozrosła się już do 8 osób, a trzeciego dnia głębokość nurka wzrosła pod 40. hehe... szybko to leci.

poniedziałek, 23 listopada 2009

Egipt PANY


przegapiłam relację z meczu, który chyba był najważniejszy w tym roku dla tego kraju. przegrali, ale za to co działo się w tych dwóch połowach.....uffff, paraliż miasta totalny. tylko mecz się liczył i głośne relacje komentatora.....Ahmed do Mohamada....Ahmad, Ahmad....!!!!!! Strasznie mnie to ubawiło.
Po meczu, wiadomka, żałoba troszkę. Nie udało się przejść dalej....
Dzisiaj już nikt nie pamięta.

sobota, 21 listopada 2009

cdn

odcinek klanu numer dwa. steve, instruktor z dublina. woli whisky od haszyszu. ma aparat podwodny którego pożądam, ale pomimo że mieliśmy układ, że zostanę na noc za aparat, nie dostałam aparatu. muszę się więc bardzie starać.
paweł, instruktor z planety, hehe... nadzwyczaj kulturalny i uprzejmy, aż zatęskniłam za polską twardą kurwą.
próbuję rozłożyć moje uczucia i ich brak równomiernie, aby każdy z nich czuł się w równym stopniu niezaangażowany. przepraszam jeżeli liczyliście na jakieś konkrety, konkretów w tym przedmiocie brak.
dzisiaj powróciłam do pracy po 1.5 dniach laby. wypoczęta, odespana, wybawiona.
podziwiałam dzisiaj szalonych kite surferów, co oni wyprawiają na tym wietrze. dzisiaj też na porannym spacerze odkryłam zakątek dahabu, gdzie chciałabym zamieszkać, klimat chorwacki....wąska piętrząca się uliczka, dużo orchidei i starego kamienia. powęszę tam w poszukiwaniu żywej duszy. dzisiaj nikt żywy się pojawił.
ze spaw codziennych, naprawiłam swojego bika...już nie dawałam rady z obwisłym łańcuchem i brakiem hamulców.
codziennie otrzymuję smutne wieści z wro, że bilety do dahabu za drogie, że nie będzie gromady sylwestrowej. a z drugiej ręki, od przyjeżdżających, że płacą za lot z niemiec kilka euro....jak trafię na taką okazję natychmiast rezerwuję cały aircraft. chęć podzielenia się tym pięknym miejscem rozrywa serce.

fred and friends


W krótkim skrócie opowiem o swoich znajomościach.
Fred the Fish,
kanadyjczyk z Montrealu, poznaliśmy się kilka lat temu. Co jakiś czas spędzamy wieczory w jego górskim domku z widokiem na morze. Zawsze mieszka w uroczych zakątkach Dahabu.
Do tego worek zioła i czuję się jak na małych wakacjach. Fred chwilowo odpoczywa od swoich rosyjskich miłości, więc dobrze nam się układa relacja towarzyska. Nie romansujemy, ale z zewnątrz może to wyglądać inaczej.


W kolejnym poście opowiem o Pawle, Ahmedzie i Stevie, bo to z nimi właśnie czterema spędzam najwięcej czasu w Dahabie. Czy to wystarczy?

wtorek, 17 listopada 2009


zima trwała 3 dni. powróciło słońce i podniosła się temperatura wody. znowu mamy niezmienne 25 stopni. i niech tak zostanie. czasami zawieje jeszcze wiatr porywisty, ale przecież mamy połowę listopada, powinno być wietrznie.
po kilku tygodniach ubierania się w stylu hawajskim wyciągnęłam bluzę i jeansy, ale przyjemnie.... tutaj takie drobiazgi sprawiają sporo frajdy. mam jeszcze polar w zapasie, ale tak jeszcze nie przemarzłam.

kilka dni temu zanotowałam pierwszy pochmurny dzień, też zachwycił. Pod wodą raczej bez większych zmian, większe prądy, ryby walczą z naturą próbując chronić swoje terytorium. ja jeszcze w pojedynczej piance, nie marznę, ale niestety musiałam ją raz obsikać. Sikanie do pianek jest zjawiskiem powszechnym, są też tacy co się do tego nie przyznają. Ja, do tej pory wytrzymywałam, miałam nawet swojego rodzaju blokadę psychiczną, ale jak przyszedł właściwy czas to wiedziałam, że mogę zlać się w przysłowiowe gacie. Troskę mi wstyd.

rozpoczęłam niewinny romans. haha, wiedziałam, że oczekiwaliście długo na sensacyjne wątki z podróży. na razie nie będę się rozpisywać. w tym wieku już krew wolniej krąży i człowiek nie ekscytuje się byle czym. mogę tylko zapewnić, że nie jest to relacja katolisko- muzułmanska. raczej divemastersko-instruktorska, czyli wieczorami możemy sobie rozmawiać o nurkowaniu, heheh, ale tgo nie robimy.
Grono dahabwych znajomych powiększa się i umacnia. Sporo narodowości, imprez i ruchu wokół, ale radzę sobie z tym dobrze. jest czas na kino, pływanie, czytanie książek.Cyklicznie pojawiają się rodzime trunki, smakołyki z rosyjskiej restauracji (prawdziwe pirogi ruskie sprzedają tuż za moim domem), dorwałam ostatnio nowy Przekrój. Lada dzień moja divemasterska aplikacja zostanie opatrzona numerem, a wtedy nastąi kolejny zwrot akcji. Nowe wyzwania.

poniedziałek, 16 listopada 2009

divemaster


jakiś czas temu zakończyłam traning divemasterski - oczekuję na numer......ufff...powoli szykuję się chyba do egzaminu instruktorskiego. Na wiosnę.

sobota, 7 listopada 2009

na zdrowie allaha


małe wakacje na wakacjach. urwałam się z pracy i wypoczęłam z Fredem na dachu. Przyzwoite wino. Dobry czas. A w pracy, jak w pracy, spędziłam 30 minut na przekonywaniu młodej Koreanki do zanurzenia głowy pod wodę - bez skutku jednak. Jej umysł zablokował funkcję oddychania przez automat. Fantazja mieszkańców Far East wciąż mnie zadziwia. Nie potrafią pływać a zapisują się na kursy nurkowe. Dzisiaj pomagałam Chińczykom.....uffff....ciężki owd się zapowiada....

piątek, 6 listopada 2009

zima


i zaczęła się zima. Powiało wiatrem, nie tylko od wschodu. Zrobiło się chmurzasto, ale to tylko dodaje niebu uroku, permanentny błękit nudzi. W nocy potrzebny kocyk, wieczorami długi rękaw. Podoba mi się tak. Morze szaleje, fale uniemożliwiają pływanie i nurkowanie wielu niedoświadczonym. Pojawiające się prądy porywają nurków, mieszają szyki. W takiej zmianie pogody jest coś interesującego, motywującego do zmian na własnym podwórku. kończę kurs, pozostały jakieś resztki do zaliczenia, dni właściwie policzone. Odkąd pojawił się w obejściu Richi mam więcej luzu ale i też sporo wpadek logistycznych. Richi Zeelander, tak go nazywam pokrętnie, wydaje się nie mieć oleju w głowie i żadnego doświadczenia życiowego, a na pewno nie pracował w charakterze pracownika umysłowego. He, he...pocieszne stworzenie z niego. Wszystko go zaskakuje, przelatuje przez palce, prawdziwa z niego pomoc, skarb. Nie mniej jednak moge mieć dłuższe dni, wolne wieczory i spóźnione poranki w pracy. Wspaniale! Staram się tym samym przymykać bardzo oko na jego nielogiczne posunięcia i wytrwale ćwiczę swoją cierpliwość. Wybuchu szału jeszcze nie było.
Pasiki, znajomi (chyba już bardziej z Londynu niż z Wałbrzycha) opuścili Dahab. Na pożegnanie wigilia z szarkiem, kilka nurków wspólnych i papa...Nie zdążyłam podziękować za podarki które mi pozostawili w torebuni na boku, dziękuje, przydadzą się te szpargały. Wspólnie odkryliśmy wspaniałe alkoholowe połączenie : sok z granata i miejscowy rum. Pycha, bezbolesny poranek, smakowe że hoho!

niedziela, 1 listopada 2009

post nr 28


80 dni poza domem, a tu dopiero 28 post. przepraszam. i do tego bez fotosów ostatnio. samo pisanie o tym, że wszystko dobrze, zdrowo i szczęśliwie wydaje się być mało znaczące. Codziennie nurkowanie, szisza, proste jedzenie, czasami sprawy się pokomplikują - nie ma bananów w sklepie albo głowa boli od alkoholu. Prosto i prymitywnie. Rozmyślam, aby zacząć uczyć się arabskiego i wyprowadzić do uroczego domu przy plaży. Jak zakończę divemastera, to chyba za 2 tygodnie maksymalnie to wtedy podejmę kroki. Póki co uczę Richiego ogarniać sprawy w officie, ale chłopak ma potężny chaos w głowie. Mimo że stara się bardzo to nie jest w stanie efektywnie pracować, ani efektownie nawet, bo cały czas żuje i wypluwa osłonkę na ruszających się jedynkach. Chryste Panie, ale obrzydlistwo.
Właśnie robiąc tysiąc rzeczy na raz zablokowałam sobie hasło do banku internetowego..... bleee....strasznie nie dobrze. Musze dzwonić do Polski zatem.