niedziela, 28 lutego 2010

pod wodą

Wczoraj dwa przyjemne nury.
Francuski pasjonata Didier i ja. Penetrowaliśmy wrak Cedar Pride co w normalnych warunkach nie jest możliwe.
Piękne ulotne życie podwodne, delikatnie falujące z prądem. Pożyczyłam aparat od Ahmada do testów,nie jest jeszcze rozpoznany do końca, ale przy drugim nurkowaniu poszło sprawniej....tylko baterii zabrakło.

Dzisiaj wiatr się zerwał dosyć ostry, zostałam w bazie na czatach. Saori pojechała na nurki.
Tym samym powracam do hiszpańskiego po 2 dniach odpoczynku naukowego.

piątek, 26 lutego 2010

czasem słońce czasem deszcz

Qrde flaczek. Drugi dzień nie-pogody....
W nocy burza z piorunami, w dzień na przemian słońce deszcz tęcza.
Po dwóch nurach miałam już dosyć przygody. Ale divemaster musi być zawsze uśmiechnięty i świecić przykładem. Diving is fun!

czwartek, 25 lutego 2010

deszcz


Wygląda na to, że mam szczęście do dziwnych zjawisk atmosferycznych.
Dzisiaj pada deszcz.
To wyjątkowa sytuacja. Kropiło jak wchodziliśmy do wody,jak wychodziliśmy było lepiej, potem jak wchodziliśmy znowu padało, a jak wróciliśmy do centrum to już była prawdziwa letnia polska ulewa. Trwała kilka minut, ale Shadi powiedział, że nie pamięta takiego deszczu w Aqabie, a mieszka tu 6 lat.
Dla mnie i dla Saorii, egzotyczne to i cieszyłyśmy się na widok znanych nam dobrze kropelek....
Tęskno czasem za szarówką na niebie, chmurami i gastronomicznym latem.
Jutro jedziemy na nowe rafy....czołg M40. Frajducha.
A teraz ciepły posiłek, Shadi dba o nas bardzo. Codziennie dostajemy lunch, dzisiaj też wypłatę tygodniową.
Bardzo miłe miejsce do pracy, aż żal będzie to zostawiać i opuszczać takiego dobrego szefa.
Zapomniałam podać mój nowy numer telefonu.
Oto on +962 7751 53 452

środa, 24 lutego 2010

español

Dzisiaj, bez nurkowania się obeszło. Niemalże cały dzień spędziłam na nauce hiszpańskiego. Mail od Oskara z Madrytu zmotywował mnie do ciężkiej pracy. Bardzo serdecznie domaga się mojego przyjazdu. Dosyć często pokazują się tutaj Hiszpanie więc mam gdzie praktykować.
Długa droga jeszcze do swobodnej konwersacji, ale zawzięcie, kilka razy w tygodniu ćwiczę, powtarzam, notuję. Mam książkę i dobrego nauczyciela online, opłaciłam premium subskrypcje na 6 miesięcy. Wirtualny nauczyciel sprawdza moje zadania, wymowę i słownictwo. Nigdy nie podejrzewałam, że da się uczyć z komputerem.
Więc da się i ma to sens.
Na foto typowe arabskie pikle. Ogóraski konserwowe.

wtorek, 23 lutego 2010

team

Przedstawiam nasz zespół. Wczoraj zrobiliśmy sesję na potrzeby www.
Tak na szybko, na podwórku, troszkę na śmieszno.
Shadi, lat 28, bardzo fajny kumpel, dba o nas jak o siostry.
Wczoraj zabrał nas do China Town, gdzie kupiłyśmy wszystkie gadżety dla domu i dobrego samopoczucia. Potem, jego kuzyn zaprosił nas do wypaśnej cukierni, gdzie lokalne przysmaki rozpływają się w ustach.
Mamy więc lusterko w łazience i lunch boxy do pracy.
Shadi ma słowiańską żonę z Ljubliany, ale teraz jej tu nie ma. Przyjedzie w kwietniu.

Saori Moriyama, Japan, lat 24. Bardzo wesoła i entuzjastycznie nastawiona do życia. Otoczona gadżetami japońskimi młoda dziewczyna, wczoraj kupiła misia aby trzymać w nim telefon. czasami potrafi rozczulić, czasami poddenerwować. Shadi wciąż nie może przyzwyczaić się do jej angielskiego z japońskim wykończeniem. Ja łapię się na tym, że zaczynam akcentować po japońsku.

I ja, panna fontanna, pośrodku Arabskiej Zatoki,
zawsze chętna do pomocy, podzielenia się powietrzem i wskrzeszenia oddechu.

Dobry z nas zespół, podsumowuję tym samym nasz tydzień w Aqabie.

Dzisiaj pierwsze nocne nurkowanie,musieliśmy powiadomić NAVY, która oddeleguje nurka, który przypilnuje nas i ochroni kraj przed ewentualnym atakiem. Nurkujemy z Chińczykiem, więc wszystko wygląda bardzo podejrzanie....

poniedziałek, 22 lutego 2010

leniwy poniedziałek

I dzieje się.
Powoli, leniwym arabskim tempem ale idzie ku dobremu i w kalendarzu też do przodu.
Wierzyć mi się nie chce, że to już 22 luty.
Zaczęliśmy mały remont w centrum, gładzie,malowanie i takie tam odświeżenie wizualne biura. Shaddy, nasz manago, rozpoczął zarządzanie Aqaba INTL od stycznia, więc dużo pracy jeszcze aby odkurzyć legendarne centrum Aqaba. Legendarne, bo właściciel, protoplasta, nurkował z Jacque Custo. Samo wnętrze centrum dzisiaj wygląda dosyć vintage, z boazerią na ścianach i błękitnymi ścianami. Są też zabawne malunki, nie tak wiekowe. Gdyby pociągnąć je dalej byłoby jak w przedszkolu.:) Kolorowo, infantylnie.
Przekonujemy Shaddiego tdo pomalowania na różowo ściany na zewnątrz gdzie płucze się sprzęt. jeszcze się nie dał przekonać.

Powoli poznaję się również z młodą Saorii. Mimo, że była w Dahabie 4 miesiące nie miałyśmy jakiegoś bliższego kontaktu. Okazuje się bardzo egzotycznie. To mądra dziewczyna i ciekawie się z nią rozmawia. Ma 24 lata i dużo podróżuje od kilku lat, bardzo ambitna i skoncentrowana na samorozwoju. Cieszę się z tego nowego kulturowego doświadczenia. W supermarkecie kupiła foremki w kształcie misi do pieczenia cista, co rozmiękczyło mnie i Ahmada. Artykuł agd pierwszej potrzeby.
Nasz dom już prawie kompletnie wyposażony. Dzisiaj może uda się ugotować jakiś pierwszy posiłek. Lodówka zaopatrzona wzorowo. Same warzywa i nabiał. Dieta zdrowia i urody przed nami.

sobota, 20 lutego 2010

dni mijają

i snuje się powoli godzina za godziną, dopada mnie senność potworna, po 2 dłuuuugich nurkowaniach. Dzisiaj musialam uadawać, że jestem znawcą tutejszej rafy......nawigacja podwodna na orientacje, ale dla pewności kompas też wzięłam. Przydał się, bo tutejsza rafa potrafi wyprowadzić na manowce. Inaczej niż w Dahabie, trudniej powrócić w pożądane miejsce wyjścia, wiec póki co będę z kompasem się trzymać za pasem. Jest taki malutki, że prawie go nie widać....
Penetracja wraku to żaden problem, ale trzeba jeszcze go w czeluściach niebieskich znaleźć. Dzisiaj się udało, ale jeszcze potrzebuję kilku razy aby obadać i zapamiętać gdzie jakie ryby mieszkają. Bo cała sztuka divemasterska polega na pokazywaniu ciekawostek.....ale trzeba znać miejsce aby swobodnie się poruszać po terenie.
A zatem aby do wiosny, na razie znam miejsce z wrakiem Ceder Pride i bajecznie kolorowy Japanese Garden.

Zmieniłam kolor blogga, żeby był inny niż stacja dahab....mam nadzieję, że lubicie różowy.

piątek, 19 lutego 2010

stacja Aqaba 2

Wszystko powoli się rozkręca.Poznajemy tajniki biurokracji tutejszej, jak wyekspediować nurków szybko, sprawnie i zgodnie z wymaganiami. Przy granicy izraelskiej wiele stresu.....wojsko pilnuje aby nurkowie nie dopłyneli do Ellatu i nie podłożyli bomby.
Wczoraj, troszkę nocnego zycia zobaczyłam. Byliśmy z Ahmadem w barze Oxygen, 2Rosjanki na barze i 15 facetów odprowadzających je wzrokiem tu i tam. Lokalne pyszne winko czerwone, potem białe i do domu, bo rano pobudka. Ahmad wraca do Amanu w sobotę, więc wszytsko będzie wyglądało nieco inaczej po jego wyjeździe. Będzie czas na swobodne odkrywanie samemu co w trawie piszczy.

czwartek, 18 lutego 2010

stacja Aqaba

i stalo sie....jestem w Jordanii. bez łez sie obeszlo gdy zegnalam Dahab.....potem na prom Queen Neferettete i wysiadlam na czystym brzegu Aqaby. Bardzo duza roznica kulturowa. Porazajaca czystosc i logika. Ahmad odebral nas z portu, pojechalam z mloda japonka Saori, wyprodukowana w dahabie jako DM. Nowy produkt Samirka.
mamy przyjemne mieszkanko z pralka i balkonem, z ktorego nie widac morza, ale za to kawalek miasta. Aqaba polozona jest w zatoce, gdzie spotykaja sie 4 granice, Egipt,Izrael, Jordania i Arabia Saudyjska. Stad tez widok wieczorny to niekonczace sie swietlne gorzyste miasto. moje pierwsze skojarzenie z Atenami - i z zapachu i z klimatu.
Dzisiaj poza 3 nurkowaniami dla ogarniecia sytuacji podwodnej wiele sie nie wydarzylo. klientow nie bylo. rafy sa bajeczne, dahab to cmentarzysko, tutaj jest zycie. Setki wspaniale zachowanych koralii....kolory, o ktorych dahab moze juz tylko mowic w czasie przeszlym......bardzo pieknie pod woda, chociaz miasto jest tylko kurortem wielkim i daleko mu do klimatu beduinskiej wioski.
W nowym miejscu bardzo spokojnie, mamy stala pensje i prowizje, zakwaterowanie i wyzywienie w pracy....czyli nie ma sie o co martwic. nie mam sie juz co stresowac z powodu paszportu i problemu z wjazdem. udalo sie wszystko. Stad juz tylko do Polski.

poniedziałek, 15 lutego 2010

nowa przyszłość

I nastał plan ostateczny. W środę wyjeżdżam do Jordanii. Tam popracuję w bazie International Dive Center, może miesiąc, może ciut dłużej.....laser i do domu.

niedziela, 14 lutego 2010

po


już lepiej, napiszę później, bo mało czasu teraz. trochę czułam się przez te 3 dni jak ten biedny kotek, co to leży u nas sobie na dzielni i nikomu nie przeszkadza. Można obserwować wszystkie stadia rozkładu, nie jest też jedynym gatunkiem wygrzewającym się na słońcu po śmierci. Tutaj, służby miejskie czy też lokalna społeczność nie czuje potrzeby usunięcia zwłok z ulicy...leżą więc co rusz zdechłe kózki, baranki i koty...można dopatrzyć się ciekawych gatunków ryb, ostatnio widziałam przy pustej plaży duży kawał jeszcze mięsny jakiegoś delfina......a w wodzie nie spotkałam.
Początkowo widoki szokujące, ale po 6 miesiącach życia w prymitywnych, antyestetycznych warunkach nie widzi się wielu rzeczy. Uświadomił mi to Leon, który opisał miejsce jak zaraz po wojnie. Dla niego to pierwszy kontakt z krajami mocno rozwijającym się, Azją głęboką czy Afryką udającą geograficznie Azję.

piątek, 12 lutego 2010

choroba

I chwyciło mnie cos na kształt choroby. Gorączka i gardło zawalone. Leze wiec grzecznie w lozku 2 dzien,nic fajnego. Ledwo przełykam sline, o płynach nie wspomnę.
Przeczytalam 30 storn Czwartej Reki. Co 3-5 kartek zapadam w sen kilkugodziny. Majaki wielopostaciowe.
Juz teraz ciut lepiej, bo zdecydowlalam sie przyjac Nurofen na zbicie goraczki. Idac za sladami Leona prowadze glodowke, aby skuteczniej wlczyc z choroba.

poniedziałek, 8 lutego 2010

triumf Leona

Leon rozpoczął animację tubylców w Yalla. Zorganizował jam session z bardzo dużą ilością alkoholu i kilkoma instrumentami. Proporcje narodowościowe nie były wyrównane. 12 reprezentantów z Polski pobiło mniejszość rosyjską i niedobitki pojedyncze czy podwójne z krajów kapitalistycznych
Na wieczorku obecni byli wszyscy Polacy rezydujący na stałę w Dahabie, również Paweł, z którym to nie widziałam się długi czas.

Foto jeszcze z końca wycieczki, u Ahmada na campie.

niedziela, 7 lutego 2010

wycieczka

Korzystając z nadmiarów,
czasu, pogody, dobrego towarzystwa,
odbyła się wycieczka.
2 dni poza Dahabem, z daleka od much i ludzi....a właściwie w połowie tak, a w drugiej jednak z tymi i tamtymi.

Pierwszy dzień w górach, nocleg przy ognisku, drugi dzień piesza wędrówka na odległe plaże Ras Abu Galum, powrót na bazę w Canyonie i nocleg u Ahmada.
Góry dobrze chronią przed wiatrem, którego ostatnio sporo w Dahabie, więc spokój i cisza,poza tym dobrze oddalić się na jakiś czasu od baru Yalla i wiecznie lejącego się rumu. Thomas okazał się dobrym kompanem, wciąż jeszcze ze sobą rozmawiamy hahahhaa.

Ras Gabu Galum to osada beduińska, znana z dziewiczych, piaszczystych plaż i koralowych ogrodów dostępnych tylko dla nurków, który zataszczą swój sprzęt na wielbłądach albo wykosztują się na wyprawę łodzią. Wygląda bardzo nieautentycznie. Jak fikcyjne miasteczko zbudowane na potrzeby kręcenia nowego westernu. Niski budżet. Praktycznie żywej duszy tam nie ma. W tym low sezonie przynajmniej. Warto było przewędrować spory kawałek na piechotę, byłam w tym miejscu 5 lat temu, wtedy tylko 3-5 wiat stało, dzisiaj jest nawet super market....i to nie jeden.

Trochę kilometrów w nogach, trochę niewygód, ale wypad bardzo udany. Kolejny plan aby udać się na południe. Rejony wydm piaszczystych i odległych raf Gabr-el Bint.
Zatem, ostatnie dni w Dahabie, poza pracą, której mało, spędzam bardzo wakacyjnie. Tak jak i inni, bo generalnie tempo życia w styczniu i lutym bardzo się odmieniło. Więcej spokoju ulicznego ogólnie rzecz ujmując.

piątek, 5 lutego 2010

islands

Piękny portret Piotrka z Islands. ławica barakud, wiecznie obecna w tym miejscu, od lat, niezmiennie.
Ładne fotki, aż zaczynam się zastanawiać nad inwestycją obudowy do swojego Nikona. Może to już czas.....najtańsza opcja 1450 UDS plus przesyłka i cła. Hmmm,,, pomyślę jeszcze troszkę. Nie jest to jakaś straszna fortuna. Może jak sprzedam lampy i inne gadżety to będą fundusze na obudowę.
Pomysł już od dawna aktywny, ale wydatek nie mały. Jest to jednak narzędzie pracy, a nie pierścionek z brylantem. Zarobi na siebie.

czwartek, 4 lutego 2010

party


Archiwalne zdjęcie, co mi Paweł od znajomych podesłał, kiedy to na moje imieniny wypiliśmy morze alkoholu. Dostałam całą płytkę pysznych fotek z zeszłego roku, od Piotrka i Magdy.
Bardzo miło.

Paweł powrócił z Polski, zgubili mu walizkę z wódką, kiełbasą i soczewkami zamówionymi dla Kelly.....uj...mamy wszyscy nadzieję , że się odnajdzie.

Dzisiaj pomachałam Ahmadaowi, wczoraj jego wyjazd uczciliśmy serią Teqilli. Smakowa była, Leon teraz za barem w Yalla, mamy więc nieco większe porcje alkoholu w cenie 50.
Zimę zatem przeżyjemy.

Poza tym, wiatr, romans z Thomasem kwitnie, powoli jednak przygotowuje się mentalnie do opuszczenia Dahabu i zakończenia tej sielskiej przygody.

Zapytałam również konsula w Kairze czy może mi przedłużyć paszport, abym swobodnie mogła do Jordanii wyjechać i wrócić do Egiptu. Odpowiedział: paszportu nie można przedłużyć, proszę sobie wyrobić nowy bo zakłada Pani liczne podróże w niestabilnym regionie.

I co tu teraz o tym myśleć....uciekać trzeba.....hahaha.

środa, 3 lutego 2010

lutowe wichury


W Dahabie nastała pora wiatru. Sporego wiatru. Niebo się chmurzy, wciąż temperatura pod 30 stopni, ale fale uniemożliwiają pływanie i nurkowanie rekreacyjne. Mało nurków to i do pracy nie chodzę ostatnio. Wiatr bardzo przyjemny jest, ale oczy w soczewkach niestety nie lubią za bardzo powiewu urwistego.

Szykujemy się do zmiany mieszkania. Padł pomysł zamieszkania wspólnie w 9-10 osób. Dzisiaj idziemy obejrzeć dom do wynajęcia. 6 wypada zmiana jeżeli byśmy się zdecydowali. Ja, to już raczej z dystansem na to patrzę, bo moje losy w Dahabie to kwestia kilku tygodni. Dobrze mi tu gdzie jestem, nie ma też problemu aby się przenieść gdzie indziej na te ostatnie dni.

Dzisiaj pożegnanie Ahmada, jutro powraca Paweł z 3 tygodniowego pobytu w Polsce. Będzie świeża kiełbaska. Tak więc czas powitań i pożegnać wciąż trwa. Już niebawem moje good bye będzie trzeba zorganizować.......oj łzy wzruszenia z pewnością w nie jednym oku się zakręcą.

poniedziałek, 1 lutego 2010

EGIPT mistrzem Afryki

Wielkie szaleństwo wczorajszego wieczoru. Egipt w ostatnich minutach strzelił znamiennego gola. Przez 2 godziny na ulicach Dahabu nie ustawały tańce, a właściwie akrobacje z podwójnymi akslami. Wszyscy faceci tańczą jak tancerki brzucha, opanowali do perfekcji ruch biodrami. Płonęły pochodnie, flaga egipska długo powiewała na wietrze, potem zapanowała cisza i przenieśliśmy się do Kelly na pożegnalne party Stace.


Pojechałam na wielkie zakupy, do rana nie zabrakło nam alkoholu.
Rano spore fale na morzu, Dahab opustoszał, ogólne zmęczenie wczorajszym wieczorem. Zjadłam niesmaczne śniadanie na brzegu morza, fale wskakiwały nam na stolik, piękne słońce. Paskudna egipska kawa, ale i tak przyjemna to chwila była.

Na foto Thomas, entuzjastycznie pochwycił mnie ukruszając sobie jedynkę. Na pamiatkę.