niedziela, 20 września 2009

chorobowe


kilka dni zwłoki. dużo pracy, stanowczo za dużo. Odkąd andrea opuścił naszą bazę napłynęła fala turystów z różnych stron świata. Okupacja chińska, Rosjanie, Japończycy, Amerykanie. Robota pali się w rękach, brakuje sprzętu, usterki, zamieszanie i 35 stopni w cieniu. Oj, nawet mnie głowa rozbolała od tego biegania od wieszaka do wieszaka. Egipskie podejście do biznesu jest absolutnie niezrozumiałe, nawet nie próbuję się wdrożyć. Jeszcze nie oswoiłam się z ich krzykliwą intonacją, permanentnym papierosem w ustach i długimi pazurami u rąk, którym nie chcę się bliżej przyglądać. FUj, straszna maniera.
Wciąż zmagam się z zatokami, wczoraj skończyłam lekarstwa, ale nie czuję większej poprawy. Tzn., nie czuję już w lewej zatoce bólu, ale dziurka w nosie zatkana. Pechowo troszkę. Póki co 5 dni do tyłu z nurkowaniem, praca od rana do wieczora. Godzę się na to, bo nie mogę zejść pod wodę. Kilka dni jeszcze trzeba odczekać.
Wczoraj skończył się RAMADAN. Teraz 4 dni party, kilka sklepów z tej okazji pozamykali. Nikt już nie pości, można uprawiać seks z żoną i palić papierosy przed zachodem słońca. Na twarzach Arabów zagościł znowu uśmiech.
Mój kataloński friend dzisiaj wrócił do domu. Sympatyczny tydzień spędziliśmy, ale męcząca minimalność językowa towarzyszyła naszej znajomości. Troszkę nawet mi się smutno zrobiło przy pożegnaniu, ale to chyba normalne, że człowiek się przywiązuje do dobrego szybciej niż do niewygody i tortur.
Zaczynam odczuwać ogromną potrzebę porozmawiania w ojczystym języku o rzeczach o których tutaj się nie rozmawia. Egipscy kumple wychowali się w innej bajce, dużo mają do nadrobienia.
Kończę pisać po wielkim zamęcie. 16 CHińczyków chciało zanurkować na próbę tzw. intro. czekaliśmy na nich 3 godziny, 5 instruktorów, 3 spoza bazy, przygotowany sprzęt, popłoch i zamieszanie, po czym o 16.45 Chińczycy odwołali zabawę. czyżby zaczęła się wojna.

2 komentarze: