czwartek, 10 września 2009

Pączątki nie zawsze takie trudne


pół dnia laby, opalanko i pół dnia semi-pracy.... Andre pokazał mi wszystko, złoty chłopak. Wyznał, że ma słabość do dredów...hehe.
Po pracy tzn. po 19 już tylko relaks.
Wzmocnili siłę rażenia wifi lokalnego - działa jak trzeba.

Tydzień diety cud mija dzisiaj. Obserwuję znaczną poprawę, skóra się leczy samoistnie niemalże. Aldehyd octowy wyparowywuje ze mnie. Czuję ulgę potworną. Tutejsza marchewka jest gigantyczna, przypomina bardziej buraka. Surowa jest podstawą mojej diety. Zajadam się zatem burakami na surowo (na zdjęciu), pomidorami, ogórkami i tą dziwną marchewką.
Do tego orzechy i suszone owoce. Woda z cytryna i tyle. Nic więcej, czasem mięsko albo ryba. Zadnych węglowodanów, glutenu i cukrów. I tak zamierzam trzymać 3 miesiące.

3 komentarze: