dni mijają, koty rosą, wiatr wieje. dużo by pisać, już nie codziennie, bo dostęp do netu płatny i nie zawsze jest na to czas, ale zawsze miałabym coś do powiedzenia, napisania. Wieczorem jednak przyjemniejszy jest relaks przy sziszy nad brzegiem morza niż ciepły komputer na kolanach.
Wczoraj spędziłam urokliwy wieczór z grupą nurkową z Kairu. Zabrali mnie na nocny wyjazd na pustynię, pieczony na ogniu koziorożec, spokój i widok zapierający dech w piersiach. W dolinie otoczonej z trzech stron górami polana- taras z widokiem na cały dahab i arabię saudyjską, marzenie każdego Egipcjanina. piękne miejsce. tak zabawiają się bogacze - organizują wypady rodzinne na pustynię z wykwintnym jedzeniem, bez alkoholu oczywiście. poznałam wyższą klasę niewątpliwie hehe...spędzają urlop w dahabie, w najdroższym hotelu panda resort, jeżdżą klimatyzowanymi furami i gdyby nie ich charakterystyczny długi ostatni pazur można by ich wziąć za Europejczyków. Bardzo sympatyczni, wykształceni, z nienagannym angielskim. Zapraszają gorąco do Kairu, bo Egipt to nie tylko Dahab. Dla porównania, że nie wszystko złoto co się świeci poznałam bogatych młodziaków studentów z prywatnych szkół amerykańskich. Kosmos. Lansują się na Jamesa Deana, fizyczne ideały z hollywódzkim białym uśmiechem, oj, ale w rozmowie są tak nieautentyczni, że zaparło mi w pierwszej chwili dech w piersiach. Posługują się jakimś filmowym angielskim z Beverry Hills, przysięgam. Nadęci i zapatrzeni w siebie komplemenciarze do mdłości. Ufff....dobrze, że pojechali z naszego hotelu, bo byliśmy sąsiadami i co wieczór zaczepiali mnie rozmowami o tym jak trudno jest znaleźć w życiu bratnią duszę.
jutro ostatni dzień postu od nurkowania, prawdziwy ramadan miałam. czuję się już super, lekarz mówił, że to drobiazg, zwykła dysfunkcja trąbki eustachiusza. Zakraplam tu i tam codziennie i chyba (oby) wszystko ma się dobrze.
środa, 23 września 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz