piątek, 16 kwietnia 2010

morze martwe


Byłam w depresji. 400 m poniżej poziomu morza, 10 % więcej tlenu niż nad Morzem Śródziemnym,, 21 cennych minerałów zawartych w tej 32% słonej wodzie. Błogość i metafizyka. Oleista woda Morza Martwego jest balsamem.....udawałam materac na powierzchni prawie 4 godziny. Wysmarowałam się czarnym błotem i czekałam aż wszystkie zmarszczki znikną. Nie wyprostowały się, ale skóra w sekundę staje się aksamitna.
Zabrałam na wynos butelkę wody i powróciłam na stopa do Aqaby. Zabrał mnie taryfiarz z rosyjskimi turystami. W sumie ponad 600 km do przebycia w jeden dzień. Na szczęście tutejsze autostrady i puste i komfortowe. Jedzie się bardzo szybko.
Szkoda, że tak daleko. Następnym razem postaram się o urlop nad Morzem Martwym. Nurkowanie rekreacyjne nie wchodzi w grę, ale są inne możliwości. Można np ręcznie wydobywać muł....znaczy się zdrowotna glinkę.

W poniedziałek uciekam do Petry, kolejnego cudu świata.
W niedzielę zatem moje ostatnie nurkowanie w Aqabie. No i co za tym idzie wielkie party na łódce....nie tylko z mojej okazji. Pete kończy egzamin instruktorski (jak się uda), Allaa ma łódź i jego dziewczyna przyjeżdża na wakacje, więc okazji do biesiadowania sporo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz